Chów wsobny; kojarzenie krewniacze, wsobne; inbred → krzyżowanie blisko spokrewnionych form, osobników. Prowadzi do obniżenia zmienności genetycznej i spadku żywotności potomstwa. Wykorzystywany jest często w hodowli wielu gatunków zwierząt w celu wyodrębnienia konkretnych pożądanych przez hodowcę cech
Liczba wyświetleń: 2933
Witam,
W Internecie… choć nie tylko, narosło wiele mitów na temat inbredu i outbredu. Powtarza się te tezy bardzo często również w świecie nauki i wydaje się, iż są one zgodne z pewnym paradygmatem naukowym (utartym poglądem – nadrzędną zasadą, pod którą podporządkowuje się wszystkie dowody naukowe). Jednak „to wszystko nie tak”.
To nie jest tak, że inbred, albo outbred są czymś złym i nienaturalnym. W obu przypadkach są warunki, w których gatunki dopuszczają się i krzyżowania blisko spokrewnionego (inbred, czy też jego hardcorowa wersja – kazirodztwo) i krzyżowania daleko spokrewnionego (outbred i jego hardcorowa wersja – hybrydyzacja).
Utarło się mniemać, że inbred i kazirodztwo prowadzą do degeneracji genów (co jest akurat prawdą), a przez to w kilku pokoleniach krzyżowania blisko spokrewnionego możemy spotkać się z tak dużą degeneracją organizmów, iż nie dożyją one zapewne dojrzałości.
Co się zaś tyczy krzyżowania daleko spokrewnionego, to jedni są przeciwnikami, uważając, że jest to nieludzka zabawa w Boga i krzywdzenie tych organizmów. Inni widzą w takich organizmach coś nadludzkiego. Tak, krzyżowanie daleko spokrewnione poprawia jakość cech genetycznych, a blisko spokrewnione, jak to wcześniej wspomniałem wpływa na degenerację genów.
Jak to możliwe? Przecież ewolucja jest ślepa. Nie do końca. Genom nie jest prostym zbiorem kilku cech. Jest ich tak duża ilość, iż powinniśmy do nich przykładać tylko kryteria jakościowe, a nie ilościowe. A więc mówimy i o poprawie i o degeneracji – obserwując jakość (czytaj komfort) życia organizmów uprzywilejowanych genetycznie, jak i tych zdegenerowanych.
Krzyżowanie daleko spokrewnione powoduje przede wszystkim, większą sprawność, wigor i inwazyjność organizmów. Krzyżowanie daleko spokrewnione powoduje również eliminację błędów genetycznych i poprawę jakości genów. Krzyżowanie blisko spokrewnione, choć stosowane bez krzyżowania daleko spokrewnionego zmniejsza płodność, to razem z nim ją poprawia.
Niegdysiejszy wizjoner, hrabia Lehdorff, który krzyżował konie wyścigowe, zauważył, iż najlepsze wyniki genetyczne osiąga się stosując naprzemiennie inbred-outbred-inbred (lub kazirodztwo-hybrydyzacja-kazirodztwo). Zaczynając ten drugi schemat, zacząć powinniśmy od kazirodztwa, gdyż to sprawi, iż dalsza hybryda będzie w pełni płodna. Co ciekawe sama zwykła hybryda ma słabsze walory genetyczne od hybrydy powstałej w mechanizmie kazirodztwo-hybrydyzacja-kazirodztwo. Oba kazirodztwa w takiej konfiguracji poprawiają cechy genetyczne takiej hybrydy.
Dotyczy to również prostszej wersji tej „pompy genetycznej”, czyli inbred-outbred-inbred.
Samo krzyżowanie blisko spokrewnione, choć może się wydawać czasem czymś stricte negatywnym sprawia, że organizmy takie o wiele łatwiej „dziedziczą dojrzałość”, podczas gdy organizmy pochodzące z krzyżowania daleko spokrewnionego „dziedziczą dojrzałość” trudniej. Te pierwsze są też bardziej „zaktywizowane” (wyglądają jak zakochane pszczoły i pozytywne ich cechy są bardziej eksponowane), podczas gdy organizmy pochodzące z krzyżowania daleko spokrewnionego mogą się wydawać bardziej „leniwe” i nieaktywne. Jest to cena poprawy genów, które u nich są silniejsze (w odróżnieniu od słabych w inbredzie i kazirodztwie).
Kiedy hybrydyzacja i kazirodztwo stają się czymś naturalnym?
Załóżmy, że jakiegoś gatunku zwierzęcia pozostało 300 sztuk na świecie. Mamy więc kilka grupek zwierząt, które są na wymarciu. Aby się rozmnażać, muszą dopuszczać się krzyżowania blisko spokrewnionego (inbredu i kazirodztwa). Tak powstaje jedna, dwa, a może nawet więcej pokoleń ze zdegenerowanymi genami (są coraz słabsze). Takie zwierzęta przestają czuć do siebie pociąg fizyczny, a więc wyruszają w podróż w poszukiwaniu podobnych genetycznie organizmów z takimi samymi problemami wymierania i kazirodztwa. Znajdują więc takie zwierzęta, ale te są z innego gatunku – dochodzi więc do mechanizmu pompy genetycznej kazirodztwo-hybrydyzacja-(a potem również)-kazirodztwo. Tak powstaje nowy gatunek.
W historii rodzaju ludzkiego wiele było gatunków człowieka. Teraz mamy homo sapiens sapiens (czyli człowiek współczesny), a przed rewolucją poznawczą (którą najprawdopodobniej spowodował wirus) mieliśmy homo sapiens (człowiek rozumny). Niestety podobnie jak szympansy (człowiek wywodzi się od pragatunku szympansa) nie posiadały fantazji, a więc umiejętności reakcji wyobraźni na stany emocjonalne. Stąd po rewolucji poznawczej dopiero człowiek był w stanie stworzyć religię, kulturę, sztukę, narzędzia do wykonywania narzędzi, czy też łuk, którym wyeliminował wszelkie inne formy ludzkie na Ziemi.
Człowiek od samego początku hybrydyzował. Również z szympansami. Rzekoma „przeszkoda” w postaci różnej liczby chromosomów rodziców nie jest przeszkodą. Wiele znanych dziś hybryd ma różną od swych rodziców liczbę chromosomów, podczas gdy rodzice również mają różną od siebie liczbę chromosomów.
To, co nas charakteryzowało, to fakt, że tworzyliśmy małe społeczności i o wiele bardziej migrowaliśmy szerząc swój gatunek zgodnie z „mechanizmem wojen”, który odziedziczyliśmy po szympansach (tylko szympansy i ludzie prowadzą wojny w taki sam sposób). Bliskość w małych społecznościach powodowała inbred i kazirodztwo, a wędrówki i podboje powodowały outbred i hybrydyzację. Człowiek nie rozwinąłby się genetycznie tak szybko bez tej „pompy genetycznej”.
Innym przykładem na zasadność „pompy genetycznej” jest „rewolucja rowerowa”. Przed wynalezieniem roweru, ludzie łączyli się w pary w okolicach 5-15 km, a jeśli chodzi tu o wsie, to był to zakres 3-5 wiosek, gdzie centrum tych wiosek było jedną z nich. Było więc dużo inbredu wielopokoleniowego, gdzie każdy był sobie wujkiem i ciocią (to wtedy zaczęliśmy uznawać hybrydyzację za coś sprzecznego z naturą). Pojawił się jednak rower i dystans zawierania związków urósł do 30-50 km, a więc i haczył nie tylko o wiele wsi, ale i kilka miast. Tak też człowiek dokonał outbredu po inbredzie i bardzo szybko poprawił walory genetyczne ludzkości (podane wartości dotyczą głównie warunków europejskich).
Czy hybrydyzacja jest czymś nienaturalnym?
Nie. Jest wiele opinii w Internecie, gdzie mówi się, iż na przykład legrysy, czy tyglewy (1-ojciec lew, a matka tygrysica, 2-ojciec tygrys, a matka lwica – są to różne genetycznie zwierzęta) są czymś nienaturalnym, sztucznie stworzonym przez człowieka. Otóż duże koty muszą się w sobie zakochać, aby spłodzić młode i nie ma możliwości sztucznego zapłodnienia, ani nie znana jest do tej pory żadna metoda, która umożliwiłaby zapłodnienie dużych kotów, które nie są zakochane. Zwierzęta te są majestatyczne i domysły na temat wad genetycznych jakie mają, czy też pogłoski o „gigantyzmie” są wyssane z palca (legrysy nie cierpią na gigantyzm – w porównaniu z przodkami lwów i tygrysów, są dość małe). Nie mają też schorzeń. Ich organizmy przystosowane są do skrajnych warunków i ogromnych obciążeń i cierpią tylko na nadwagę, gdyż w przypadku dotychczasowych ośrodków trzymających u siebie legrysy – nie są one w stanie zapewnić wymaganego przez legrysy poziomu wysiłku fizycznego. Dlaczego nie obserwujemy ich w przyrodzie? „Przecież chyba nie ma tygrysów w Afryce, a lwów w Azji?”. Tygrysów w Afryce raczej nie ma, ale są lwy azjatyckie, choć dziś są na wymarciu. Były kiedyś wielkie połacie w Azji, gdzie i tygrysy i lwy występowały razem. O ile obserwujemy czasem potomków tyglewów w dziczy, to jednak ze względu na skomplikowane mechanizmy społeczne – matki tygrysice nie są zainteresowane opieką nad legrysami i porzucają je w dziczy, gdzie te zdychają. Stąd na tym etapie konieczna jest ingerencja człowieka – każdy legrys został wychowany przez ludzi. Są to też bardzo ciekawe stworzenia – bardzo mądre i przebywanie osób ze spektrum autyzmu wśród legrysów może tym osobom bardzo pomóc. Legrysy nie są dzikie. Są w odróżnieniu od innych kotów (również tyglewów) w połowie udomowione. Są zwierzętami stadnymi, jednak dobrze radzą sobie również same. Takie „ambiwertyki” – w połowie ekstrawertyk, w połowie introwertyk. Tyglewy wydają się bardziej zestresowane i nijakie. Słabsze, mniejsze i zagubione. Nic bardziej mylnego. Takie cechy przejawiają dlatego, iż sprawdzają się wybitnie w grupach, gdzie tworzą hordy atakujące stadnie i żyjące jakby w takiej wilczej formie – tylko ta „wilczość” jest jakby na sterydach. W hordzie tyglewy są piekielnie inteligentne. Legrysy są raczej mądre i są od nich silniejsze, ale jeden legrys nie miałby szans z kilkoma tyglewami – jeśli musiałoby dojść do starcia.
W Australii jest problem z hybrydami. Człowiek dopuścił się tam „zapruszenia” gatunków (króliki, świnie, psy), które rozplemiły się po całej Australii niszcząc wszystko. Metodą na zachwiany łańcuch pokarmowy – również zachwiany przez ingerencję człowieka, ale też przez hybrydyzację – jest odtworzenie nowego łańcucha pokarmowego, gdzie tworzymy wiele współistniejących ze sobą hybryd. Podobnie Ameryka Południowa była kiedyś oddzielnie od Północnej i dopiero po ich połączeniu powstała gigantyczna bujność Amazonii. To wtedy, po połączeniu tych kontynentów, jedne gatunki hybrydyzowały z innymi. Podobnie powinno to wyglądać w Australii, czy w Bałtyku, gdzie nie ma co liczyć na odtworzenie się dorsza i innych ryb, które nie byłyby sprawniejszymi, bardziej inwazyjnymi i z większym wigorem hybrydami.
Przedstawiłem swoje stanowisko Australijskiej Komisji ds. Hybrydyzacji i podziękowano mi za zabranie głosu w dyskusji.