Oceń 1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdek [9]
Loading...
3971
0
Batagurowate, Żółwie – Opisy

Cuora amboinensis – żółw sundajski

Cuora amboinensis – żółw sundajski

Zapewne wielu hodowców żółwi miało z żółwiem sundajskim (Cuora amboinensis Daudin, 1802) do czynienia. Porównując go do, np. żółwi czerwonolicych, można chyba powiedzieć, że jest on równie „łatwy” w hodowli, a pod wieloma względami mniej kłopotliwy. Kuory (niedawno uzyskały nazwę „pudełeczniki”, ale ich oryginalna nazwa brzmi o wiele ładniej) nie mają tak intensywnej przemiany materii, nie złuszczają naskórka dokuczliwie zabrudzającego wodę, wydają się z natury znacznie mniej aktywne (mam wrażenie, że czują się dobrze w stosunkowo niewielkich zbiornikach) i mają mniejszą skłonność do krzywicy. Są to jednak żółwie terytorialne, swarliwe (również samice) i od czasu do czasu się nawzajem gryzą. Ugryzienia te zazwyczaj nie są groźne i nie powodują u poszkodowanego specjalnego stresu – o ile osobniki są zbliżonej wielkości. Kiedy różnice wielkości są znaczne, wówczas mniejszy żółw może ulec stresowi w tak dużym stopniu, że traci apetyt, doznaje zahamowania wzrostu i staje się podatny na choroby. Natomiast temperament samców uniemożliwia trzymanie obojga płci w jednym zbiorniku. Według dostępnej mi niemieckiej literatury samice mają osiągać dojrzałość płciową w wieku 5-7 lat i już przy długości 12 cm (w co – szczerze mówiąc – mi się wierzyć nie chce), samce później, w wieku 7-9 lat.

Coura amboinensis została niedawno podzielona na 3 podgatunki, (albo nawet 4) podgatunki. Cuora amboinensis amboinensis – zamieszkuje Filipiny i Sulawesi,
Cuora amboinensis cuoro – Sumatrę i Jawę, a Cuora amboinensis kamaroma – Tajlandię, Malezję, Indie i Bangladesz. Podejrzewam, że posiadam podgatunek tajlandzki, gdyż stamtąd najczęściej żółwie te były do nas importowane. Nie mam jednak danych, czym się te podgatunki pomiędzy sobą różnią. Kuory cechuje duża zmienność kształtu karapaksu (może być podłużny, okrągły, płaski lub wysoko wysklepiony), ale nie mam informacji, czy to właśnie stanowi wyznacznik przynależności do danego podgatunku, czy jedynie ich pochodzenie. Barwa karapaksu jest najczęściej prawie jednolicie brunatna, plastronu – bladożółta z rozmytymi ciemnymi plamami w centrum każdej tarczki. Głowa jest smukła, gładka, czarna, z wierzchu ozdobiona biegnącym od czubka nosa przez skronie i szyję prostym, wąskim, jaskrawożółtym paskiem. Poniżej, równolegle do niego, biegną kolejne dwa żółte paski przecinające żółtą, podzieloną poziomą, czarną kreską tęczówkę; paski te łączą się na wysokości – również żółtej – membrany usznej. Wierzch szyi jest matowoczarny, spód – bladożółty. Kończyny są ciemnoszare, skóra w pachwinach – kremowa. Plastron dzieli pomiędzy tarczkami piersiowymi i brzusznymi chrząstka, dzięki której żółw, chowając głowę i kończyny, unosi obie części plastronu ku górze i szczelnie – niczym okręt desantowy albo prom – dociska je do krawędzi karapaksu.

Terrarium

Obydwie samice (mają po niespełna 20 cm) trzymam w terrarium o wymiarach 200 x 100 cm, w którym połowę powierzchni stanowi wypełniona częściowo do głębokości 15 cm korą ogrodniczą część lądowa. Kuorom dotrzymują towarzystwa samica Rhinoclemmys pulcherrhima i samica Trachemys scripta scripta (obie po ok. 18 cm). Z uwagi na dosyć delikatną konstrukcję półek w regale część lądowa – jako lżejsza – znajduje się pośrodku, a zbiorniki z wodą o wymiarach 45 x 100 cm oraz 55 x 100 cm – po bokach. Również z powodu kruchej konstrukcji regału ich głębokość nie przekracza odpowiednio 15 i 17 cm. W artykule dotyczącym rozmnożenia tego gatunku w Niemczech (GRYCHTA, AT 4/1989) autor zalecał głębokość w granicach 25 cm, ale nie wydaje mi się to konieczne, bo dorosłe kuory spędzają czas w wodzie stosunkowo mało aktywnie. Najczęściej „moczą się” na płyciźnie – tak, by tylko ich pancerze były przykryte wodą. Samce wydają się trochę żywsze. O słabych umiejętnościach pływackich kuor zapewne wszyscy słyszeli. Niektóre pływają nieźle, ale są również fajtłapy. Poziom wody dobieram tak, by kopulująca para znajdowała się całkowicie pod wodą, a jednocześnie samica miała możliwość zaczerpnięcia powietrza i nie groziło jej podczas kopulacji utonięcie. Zbyt płytki poziom wody powoduje, że połączona para przewraca się na bok, co stanowi dla samicy niepotrzebny stres i nie wróży pomyślnej kopulacji. Samiec (dł. 17 cm) mieszka w zbiorniku o wymiarach 130×50 cm z niewielką częścią lądową i przy głębokości wody 15 cm.

Żywienie

Pod tym względem gatunek ten jest mało wybredny i – w przeciwieństwie do wielu żółwi wodnych – nie ma skłonności do „uzależniania się” od określonego rodzaju pokarmu. U mnie kuory jedzą dżdżownice, ślimaki, krewetki, ryby (najzdrowsze są całe – w przeciwieństwie do ubogich w witaminy i minerały filetów dają wyśmienite, równe i twarde przyrosty; polecam młode stynki, dostępne czasem jesienią w centralach rybnych, i inną drobnicę, którą można zdobyć – także jesienią – podczas odłowów ze stawów rybnych). Niemniej pokarm zwierzęcy powinien u nich przypuszczalnie stanowić znacznie mniej niż połowę pożywienia. W zamieszczonym w internecie artykule o obserwacjach tych żółwi w warunkach naturalnych napisano, że głównym składnikiem ich diety są rośliny wodne. Jeśli chodzi o pokarm roślinny, moje kuory dostają w sezonie liście mlecza i dzikiej cykorii (Cykoria podróżnik) oraz mieszanki owocowo-warzywne z dodatkiem węglanu wapnia, suszonych kiełży,. Pokarm dostają 2 – 3 razy w tygodniu: „surówki” i inne brudzące wodę pokarmy – na lądzie; zieleninę, dżdżownice i ryby – w wodzie. Późną jesienią, kiedy rozpoczyna się okres godowy kuor, podwyższam nieco temperaturę wody i podaję pokarm częściej.

Rozmnażanie

We wspomnianym wcześniej artykule z Niemiec o rozmnożeniu kuor autor zastanawiał się, dlaczego – pomimo temperamentu samca – jaja składane przez samice były zazwyczaj niezapłodnione. Przypuszczalnie dlatego, że autor trzymał samca przez cały rok razem z samicami. Samiec nie może pohamować swojego popędu seksualnego i ustawicznie kryje samice, raniąc im przy tym dotkliwie szyje. Sam również naraża się na ugryzienia. Ponadto, kiedy samica chowa głowę i zamyka przy tym przednią część plastronu, jego głowa może ugrzęznąć pomiędzy jej plastronem i karapaksem, uniemożliwiając mu wyswobodzenie się. W takich okolicznościach samica i samiec dosyć szybko tracą ochotę na miłość. I nawet, jeśli samiec nie jest w stanie powstrzymać się od krycia samicy, to żadne próby gwałtu mu nie pomogą. Samica nie musi nawet zamykać tylnej części plastronu – po prostu odpycha tylnymi kończynami ogon samca, kiedy tylko poczuje go w okolicach kloaki. A samiec również – pomimo szczerej chęci – nabawia się urazu i dlatego najczęściej efektem trzymania obojga płci ustawicznie razem jest wzajemny strach, wybuchy agresji lub brak zainteresowania potencjalnym partnerem.

Co zrobić, żeby kopulacja powiodła się?

Kuory na wolności odbywają gody – według dostępnych mi materiałów – w listopadzie. W tym okresie należy podnieść trochę temperaturę wody ( z 23-25°C do 26-28°C) i połączyć żółwie tylko na 1-2 „razy” (w odstępie nie krótszym niż tydzień), wsadzając samicę do zbiornika samca. Wówczas następuje zdumiewająca reakcja samicy. Najprawdopodobniej wyczuwając zawarte w wodzie feromony samca, zatrzymuje się (nawet go jeszcze nie widząc!) wyciąga przednie kończyny do przodu, głowę ku górze, i unosi ogon. Samiec szybko przełamuje początkową lękliwość, bez wstępnych rytuałów wspina się na jej grzbiet i wgryza się w jej szyję. Jednocześnie mocno przytrzymuje się wszystkimi kończynami krawędzi jej karapaksu. Po kilku minutach zręcznie osuwa się ku tyłowi usiłując końcem ogona odnaleźć kloakę samicy. W tym momencie zaczyna wykonywać poziome, wahadłowe ruchy głową, jednocześnie trzymając szczękami skórę na szyi samicy, która temu (poniekąd brutalnemu) traktowaniu tym razem całkowicie się poddaje. W ciągu następnych kilku minut dochodzi do kopulacji, trwającej w granicach pół minuty. Potem zwierzęta dosyć gwałtownie rozdzielają się, jakby wystraszone tym, co zrobiły. Wtedy żółwie powracają do osobnych zbiorników.

Składanie jaj i inkubacja

Pierwsza z samic znajduje się w niewoli od przeszło 10 lat i trafiła do kraju przy długości karapaksu około 10 cm. Rozwinęła się wyśmienicie, jest wysoko wysklepiona i twarda. Nieco mniejszy od niej samiec jest również w niewoli od „dziecka” – dostałem go przed przeszło rokiem od innego hodowcy żółwi – p. Ziemowita Klatta z Wrocławia.Kopulacja odbyła się pod koniec listopada. Pierwsze 2 jaja samica złożyła na początku marca, czyli nieco ponad 3 miesiące później. Zwróciłem uwagę, że przez poprzednie 2 tygodnie wiele częściej niż zazwyczaj wygrzewała się pod żarówką. Nie zakładała żadnych „próbnych” komór gniazdowych, co zdarza się u żółwi lądowych, i nie wykazywała oznak niepokoju, czy nadmiernej aktywności. Samo kopanie komory, składanie jaj (2 szt.) i zakopywanie przebiegło szybko (ok. pół godziny) i sprawnie. Jaja były twarde i – jak na ten gatunek – dosyć małe (ok. 4 x 2,5 cm). Umieściłem je w inkubatorze na lekko wilgotnym, gruboziarnistym piasku przy temperaturze 29°C. Nie miałem w pierwszej chwili nadziei, że są zapłodnione. W literaturze i pośród wielu hodowców panuje opinia, że pierwsze w życiu jaja samicy, bez względu na to, czy odbywała gody, są zazwyczaj „puste”. Tymczasem już dwa dni później pojawiła się wokół „równika” jaj szeroka, biała banderola – świadcząca o tym, że są zapłodnione. Temperatura inkubacji ulegała rzadkim i niewielkim wahaniom rzędu jednego stopnia. Po 40 dniach samica złożyła kolejne 2 jaja (również długości ok. 4 cm), a po następnych 35 dniach – jedno, ale w porównaniu z poprzednimi znacznie większe, mierzące ponad 5 cm.

Wylęg młodych

Pierwsze młode wystawiło łepek z jaja po 70 dniach inkubacji, drugie – nazajutrz. Wylęg trwał ok. 48 godzin. Nie chodziło jednak o to, że młode miały kłopot z wydostaniem się z jaja, tylko „oczekiwały” aż wchłoną wystającą ponad powierzchnię plastronu część pęcherzyka żółtkowego. Żółwie, którym pomaga się wyjść z jajka zazwyczaj mają jeszcze wystający woreczek żółtkowy. Po wylęgu obydwa żółwie mierzyły 4 cm. Z kolejnych dwóch jeden mierzył również 4 cm, drugi 3,6 cm, a z ostatniego jaja, choć było największe, młode mierzyło tylko 3,4 cm. Z inkubatora przenosiłem młode do plastikowej szuflady lodówkowej z wodą o głębokości ok. 3 cm i temp. 28°C. Kiedy już wchłonęły pęcherzyk (czyli po ok. 4-7 dniach), trafiały do akwarium (30 x 80 cm) z głębszą wodą (do 12 cm) przechodzącą płynnie w część lądową. Temperatura wody i powietrza wynosi tam 24-28°C. Młode z pozostałych 3 jaj wykluwały się również po ok. 70 dniach inkubacji – plus minus jeden dzień. Zdumiewająca punktualność!

Odchów młodych

Po około tygodniu młode nabrały wilczego apetytu i najchętniej jadły żywy pokarm – w tym przypadku małe dżdżownice. Już od początku maluchy polowały na nie i pożerały nadzwyczaj zręcznie. Wkrótce zaczęły również jeść kawałki serca wołowego, banana, mlecz (tj. mniszka pospolitego), suszone kiełże, nawet ziarna surowej kukurydzy cukrowej. Przy okazji dało się zauważyć, że wśród całej piątki były osobniki mniej i bardziej witalne, lecz generalnie wszystkie są aktywne, mają duży apetyt, równe przyrosty i stosunkowo szybko twardnieją im pancerze. Natomiast do tej pory (czyli odpowiednio po ok. 2-4 miesiącach) nie zauważyłem jeszcze wykształcenia się poprzecznej chrząstki dzielącej plastron na dwie połowy, ani typowego dla żółwi pudełkowych szczelnego zwierania się krawędzi plastronu z krawędziami karapaksu. Młode karmię codziennie – czasem rano i pod wieczór. Dostają tyle jedzenia, ile połkną z ochotą. Kiedy zaczynają „bawić się” pokarmem, tj. szarpać go dla przyjemności, a nie dla połknięcia, przerywam karmienie. Na razie w ciągu dnia zazwyczaj przypada na żółwia około czterech niewielkich dżdżownic lub odpowiednik ilościowy innego rodzaju pokarmu. Serce wołowe kroję na wąskie paski i panieruję w węglanie wapnia oraz w w/w witaminach. Łatwo jednak można się zorientować, że najładniejsze przyrosty następują po karmieniu dżdżownicami, ślimakami i małymi rybami.

Podsumowanie

Mam nadzieję, że opisana powyżej „recepta” na rozmnożenie kuor zda u mnie egzamin i w tym roku, co się okaże w ciągu najbliższych miesięcy. Według autora wspomnianego wcześniej niemieckiego artykułu, poza nim (czyli do roku 1989) na świecie gatunek ten rozmnożono w niewoli zaledwie 3 razy – w zoo w Dżakarcie, w Melbourne i w Erfurcie. Trudno mi w to uwierzyć, ponieważ w porównaniu do wielu innych, nie wydaje się aż tak bardzo wymagający. Może się jednak okazać, że udało mi się go rozmnożyć jedynie przypadkowo, a moje wnioski są pochopne. Niemniej podejrzewam, że problem z rozmnożeniem Cuora amboinensis może polegać przede wszystkim na ustawicznym trzymaniu obojga płci w jednym zbiorniku. Woda i powietrze przez cały czas są przesycone ich zapachem. Partnerzy zrażają się do siebie, albo sobie powszednieją. Doświadczenia pokazują, że dotyczy to wielu innych gatunków żółwi – i pewnie nie tylko żółwi.

 

Opracowanie i źródła informacji

Grzegorz Rafałowski

Artykuł ukazał się w Biuletynie Polskiego Stowarzyszenia Terrarystycznego „Morelia” w 2003 r.

Liczba wyświetleń: 3971

Dodaj swoje przemyślenie na temat artykułu