Węże należą do najsprawniejszych drapieżników występujących na Ziemi. Beznogie zwierzęta, głuche z zadziwiającą skutecznością polują na swoje ofiary. Z pomocą służy im doskonale rozwinięty węch, zmysł równowagi, i dotyku, nieco mniej sprawne oczy (choć są tu wyjątki), a u niektórych narządy policzkowe – najdoskonalsze termoreceptory świata zwierząt. Ofiarę w zależności od wielkości połykają żywcem (w przypadku małych zwierząt), lub duszą (co wbrew panującej opinii nie łamie żeber, ale uniemożliwia ruchy oddechowe). Węże jadowite (stanowiące 10-20% wszystkich gatunków) zabijają ofiarę za pomocą jadu.
Trzymając w terrarium tak doskonałego drapieżnika, wielu ludzi nie zdaje sobie jednak sprawy, ze karmienie żywym pokarmem niesie za sobą pewne ryzyko. Zachowania łowieckie są wyzwalane przez kombinację bodźców, to jest do ataku pobudza węża zapach i ruch potencjalnej ofiary. Jednak każdego węża można przyzwyczaić do pobierania martwego pokarmu. Początkowo wystarczy martwym gryzoniem (trzymanym pincetą) lekko potrząsać w okolicy głowy węża. Po jakimś czasie zwierzę przyzwyczaja się na tyle do pokarmu, który nie ucieka, że wystarczy odmrożonego gryzonia (piszę gryzonia, bo stanowią one bazę pokarmowa dla wielu utrzymywanych gatunków) o temperaturze pokojowej włożyć do terrarium. Bez dodatkowych zabiegów wąż zazwyczaj zjada podany pokarm.
Dlaczego warto gada przyzwyczaić do serwowania pokarmu który mu nie ucieka ? Z kilku powodów. Po pierwsze hodowla gryzoni (a przy utrzymaniu dużej liczby węzy, staje się ona koniecznością ekonomiczną) nawet przy odpowiedniej czystości jest uciążliwa. Szczególnie latem trudno uniknąć „mysiego” zapachu. Problemu tego nie ma gdy mamy gryzonie w zamrażalce. Martwego gryzonia można posypać dodatkami mineralnymi, czy wreszcie przemycić w nim leki dla naszego pupila. Wąż jako taki nie odczuwa braku polowania (o czym świadczy brak zachowań stereotypowych, tak częstych w przypadku drapieżnych ssaków pozbawionych możliwości polowania). Ostatnie badania węży w naturalnym środowisku dowiodły, że niektóre okazjonalnie są padlinożercami. Podawanie żywego pokarmu niesie za sobą ryzyko zranienia węża. Zdesperowany gryzoń może zaatakować węża , a rany takie niekiedy wymagają interwencji chirurgicznych. O ile w przypadku myszy ryzyko takie jest mniejsze, o tyle podawanie żywych szczurów niesie ze sobą już poważne ryzyko.
Z różnych względów Polska nie jest potęgą w hodowli zwierząt terraryjnych. Wynika z tego między innymi stosunkowo marne zaopatrzenie sklepów. Nie tylko w ciekawe gatunki gadów (nad czym boleje wielu hodowców), ale także w gryzonie karmowe. Nie zawsze dostępne są zwierzęta o odpowiedniej wielkości (kto odchowywał kiedyś młodego węża , ten wie o czym mówię), a co gorsze zwierzęta karmowe sprzedawane są żywe. Nieliczne sklepy zoologiczne (cenny wyjątek to np. Gady-Gady) stale posiadają w swojej ofercie mrożone zwierzęta karmowe.
I tu dochodzimy do sedna problemu w realiach polskich- bo właściciel węża ma do wyboru albo zabić gryzonia a potem podać go pupilowi, albo też żywego gryzonia wpuścić do terrarium. Nie wszyscy wiedza jak „humanitarnie” zabić mysz czy szczura. Jedna z technik polega na silnym uchwycie tuż za głową zwierzęcia, przy jednoczesnym energicznym pociągnięciu za ogon. Powoduje to przerwanie rdzenia kręgowego i stosunkowo szybką śmierć zwierzęcia. Innym sposobem jest złapanie gryzonia za ogon i silne uderzenie jego głowa o twardy przedmiot. Istotna uwaga- jeżeli już musimy zabić gryzonia należy czynić to możliwie szybko i zdecydowanie. Brak zdecydowania przy opisywanych czynnościach powoduje tylko dodatkowe cierpienia zwierzęcia.
Sprawa nie jest jednak tak oczywista jak się wydaje. Często wąż uśmierca znacznie sprawniej, szybciej i niejako „bardziej humanitarnie”, niż czyniłby to człowiek. To czy podaje się zwierzęta żywe, czy martwe jest więc tylko wyborem hodowcy. W niektórych państwach (np. USA) karmienie żywym pokarmem jest zabronione. Podawanie żywego pokarmu, u niektórych hodowców niedorosłych emocjonalnie, budzi iście szczeniackie zachowania (typu „Neron” rzucający chrześcijan na pożarcie lwom). Wielu ludzi od hodowli gadów drapieżnych odstrasza właśnie problem pokarmu. Bo osobiste zabicie myszy, lub też patrzenie jak czyni to pupil może budzić niesmak i dylematy. O ileż łatwiej byłoby podać martwego gryzonia.
Na szczęście powoli zmierzamy ku normalności i należy mieć nadzieję, że z czasem kupno zamrożonych gryzoni nie będzie stanowiło problemu. Tak naprawdę opłaci się to wszystkim. Sklepom- bo w jednej zamrażalce można pomieścić więcej gryzoni niż w klatkach zajmujących sporą część zaplecza. Tak na marginesie – zwierzęta dostępne w sklepach jako zamrożone, są zabijane szybko i efektywnie, zazwyczaj przez stosowanie odpowiedniego gazu (np. tlenku węgla). Hodowcom – bo nie będzie problemu z dostępnością pokarmu. W efekcie zniknie dylemat moralny, który mamy obecnie.
Autor jest zwolennikiem podawania martwego pokarmu, jednak zdaje sobie sprawę, że obecna sytuacja, daleka od normalności, niekiedy wymusza na nas – hobbystach daleko idące kompromisy.
Michał Kaczorowski
Liczba wyświetleń: 11360